W sobotę, dosyć późnym wieczorem wróciłam z tygodniowego rejsu szkoleniowego na prawie 16-metrowej Panoramie. Nigdy wcześniej nie pływałam na tego typu jachcie, więc było to dla mnie duże przeżycie :)
Przez pierwsze dwa dni ćwiczyliśmy manewrowanie w porcie pod czujnym okiem Kapitana Jerzego, żeglarza zdobywającego nawet najtrudniejsze szlaki morskie. Wiele razy dopłynął na m. in. Antarktydę, od strony wody zwiedzał Wyspy Zielonego Przylądka. Czasami, np. w trakcie wspólnych posiłków Kapitan opowiadał nam o przygodach przeżytych w trakcie swoich morskich wędrówek. Często podkreślał, że nie ma samochodu, ale na jachcie dopłynie prawie wszędzie :)
Więc... przez pierwsze dni spędzone na Panoramie ćwiczyliśmy podchodzenie do i odchodzenie od kei. Przez większość czasu liny wpadały nam do wody i były całe mokre, więc nawet ciepłe promienie słońca nie zawsze potrafiły nas rozgrzać. Nie zdawałam sobie sprawy jak trudne zadanie ma skipper- bezpiecznie dostawić jacht do kei, a później (np. po nocy spędzonej w porcie) odejść w morze...
Nasze stawanie przy kei nie zawsze wychodziło wzorowo- mimo tego, że skipper odpowiednio wcześnie przydzielił funkcje wszystkim osobom z załogi, czasami szpringi i cumy lądowały w morzu zamiast na kei tuż u stóp desantu (osoby, która schodziła na ląd najwcześniej jak tylko mogła i mocowała liny do polerów- specjalnych pachołków na nabrzeżu), czasami zahaczaliśmy rufą albo dziobem o beton, bo niewłaściwie sterowaliśmy jachtem ;P Na szczęście nie wyrządziliśmy zbyt dużych szkód :)
Po tych kilku dniach męczącej "manewrówki" postanowiliśmy wypłynąć na Zatokę Gdańską i Bałtyk. Popłynęliśmy w kierunku Jastarni. Mimo, że mogliśmy tam dotrzeć w trakcie 2,5-3h płynęliśmy dłużej, bo po prostu chcieliśmy pożeglować :) Zbliżyliśmy się do Helu, zrobiliśmy kilka zwrotów i popłynęliśmy do Jastarni. Miasto poza sezonem okazało się prawie wymarłe...