We czwartek 16 sierpnia wybrałam się z rodzinką pożeglować na Solinie.
Pogoda dopisała - nie padało i nie grzało zbyt mocno, a wiatr niezbyt mocny, w sam raz jak na pierwszy samodzielny wypad z kompletnie niedoświadczoną załogą :)
Około 9.30 wypożyczyliśmy małą żaglówkę "Oktopus" utrzymaną raczej w średnim stanie ;) , ale na kilkugodzinne pływanie wystarczającą i dość wygodną.
Wyruszyliśmy bez przeszkód dość gładko - ja byłam kapitanem, siostra sternikiem, rodzice obsługiwali żagle. Wiatry nad Soliną są zmienne, więc atrakcji ze zwrotami było sporo, raz w małej zatoczce utknęliśmy na chwilę nie mogąc złapać wiatru, ale po kilku próbach mknęliśmy już dalej ku niezłej radości mamy (która na początku bała się wsiąść do łódki :) ).
Trochę poćwiczyliśmy w blasku słońca pozdrawiając mijanych po drodze, takich jak my "niedzielnych żeglarzy" no i pora się zwijać do kei. Ale tu pojawiły się małe problemy, bo mieliśmy kłopoty z podejściem pod wiatr, zwłaszcza, że dość nieładnie wepchnęła się nam inna łajba, której zresztą podejście też się nie udało. Musieliśmy wykonać szybki zwrot przez sztag i zrobić nawrót. Oj ciasno było, bo wokół jeszcze ludziska na rowerkach wodnych i kajaczkach, trzeba mieć oczy dookoła głowy i szybko reagować. Trochę się denerwowałam, ale tato pomógł opanować sytuację. W końcu przybiliśmy do kei na silniku. Zrobiliśmy klar na jachcie i zadowoleni wróciliśmy do domu, aczkolwiek z postanowieniem, że niedługo wrócimy :)