(4 październik 2010r.)
Wypłynęliśmy z Gdyni zgodnie z planem 3 października 2010 o godzinie 1030. Część rodziców przyjechała jeszcze raz nas pożegnać. Tradycyjnie rzuciliśmy kwiaty do wody (aby pozyskać jej życzliwość), zdjęto cumy i w drogę.
Wypłynęliśmy z Gdyni zgodnie z planem 3 października 2010 o godzinie 1030. Część rodziców przyjechała jeszcze raz nas pożegnać. Tradycyjnie rzuciliśmy kwiaty do wody (aby pozyskać jej życzliwość), zdjęto cumy i w drogę.
Wiatr sprzyjał. Wiał z południowego wschodu i po minięciu Helu płynęliśmy na pełnych żaglach z prędkością prawie 11 węzłów (z ang. knots, czyli mile morskie na godzinę) przy wietrze 6-8 Beauforta. Jak na żaglowiec to całkiem niezła prędkość. Nasza maksymalna to na silniku około 7kn a na żaglach 16kn. Na początek mieliśmy więc niezłe bujanie. Po kilku godzinach większość już poczuła co to jest choroba morska. Fale dochodziły do 3 metrów wysokości. O ile w dzień świeciło słońce to noc dała się we znaki i było bardzo zimno. Po prawie dobie i przepłynięciu 191Mm, dobiliśmy do miasteczka Rønne największego portu na duńskiej wyspie Bornholm.
Jest ono stolicą tej niewielkiej wyspy i miejscem, do którego przybywa wiele turystów szczególnie w okresie letnim. Mała stosunkowo odległość pomiędzy Polską, a wyspą pozwala nawet małym jachtom tu przypływać. Nad miastem góruje biały kościół. Śliczne wąskie uliczki, klimatyczne stare domeczki, wszystko utrzymane w zadbanym stanie. Dużo kwiatów i dekoracji. I ciekawostka - domki sprawiają bardzo stare wrażenie, ale miasto zostało zbombardowane w 1945 roku i zniszczona część została odbudowana, tak jak było przed wojną, w tym samym stylu.
cdn... :)