3 sierpnia 2011

"Z oka Fryderyka..." cz. 4

Jest 9 października 2010, rano wypływamy z Frederikshaven i żegnamy Danię. Niestety wiatru prawie nie ma. Kierujemy się w stronę Norwegi, jednak nasza prędkość to zaledwie 2-3 kn. Silnika nie uruchamiamy, jest bardzo nieekonomiczny, pali 1000 litrów ropy na dobę i wykorzystujemy go głównie w sytuacjach manewrowych np. w portach. I tak pracuje cały czas agregat prądotwórczy, czyli 100litrów ropy na dobę. Korzystając z takiej pogody kapitan zarządza manewry „człowiek za burtą”. Oczywiście nikt z nas nie wie, że to tylko ćwiczenia i alarm traktujemy bardzo poważnie.
Wrócę jeszcze do Frederikshaven. To mały port, który zaskoczył nas… górami śmieci. Okazało się jednak, że stąd są one przewożone do specjalnych spalarni w Danii lub w Szwecji. Dowiedziałam się, że razem z farmami wiatraków dają energię, a koszt jej wytworzenia jest dużo niższy niż w naszym kraju gdzie energia jest produkowana głównie z węgla czy gazu. Tutaj przetwarzane jest 100% śmieci komunalnych bądź w formie recyklingu bądź do wytworzenia energii. Dla porównania w Polsce jest to tylko 14%. Pozostała część śmieci jest niestety składowana.
Brzeg Norwegii widzimy dopiero po 30 godzinach, płynąc w tym tempie. Widoki są jednak warte czekania. Ta monotonia i spokój nie trwa to jednak za długo. Zrywa się burza i wysoka fala. Morze Północne jest stosunkowo płytkie (średnio około 80m głębokości) i masy ciepłego powietrza z nad Atlantyku zderzające się z zimnym  powietrzem od strony Półwyspu Skandynawskiego powodują duże fale i zmienność pogody na tym morzu. Musimy dodatkowo halsować przez kolejne 3 dni. Daje to w kość większości załogi. Jak napisał nasz kolega w sms-ie do rodziców: "Sztorm, duża fala, burza, i silnie wieje. Płyniemy na trzech żaglach. Prawie wszyscy rzygają, w kabinach, na korytarzach, straszny smród, lekcje odwołane, cztery razy od rana alarm do żagli...” . Tak czasem wygląda żeglowanie Rynną Norweską (część morza Północnego).
cdn...