4 października 2010
Miejscem, które powinien zobaczyć każdy, znajdujący się na tej wyspie jest muzeum w Aakirkeby. Kiedy usłyszeliśmy, że jedziemy do muzeum NaturBornholm wszystkim zrzedły miny. Jednakże większość wolała to, niż prace bosmańskie, chociaż nasi Bosmani są bardzo mili;) Ja również wsiadłam do autokaru. Jechaliśmy jakieś 20 minut. Po drodze zauważyliśmy, że krajobraz Bornholmu jest bardzo zróżnicowany. Tuż obok wygładzonych przez lodowiec (kiedyś były to ogromne góry!) skał, są piękne lasy, łąki oraz jeziora. Nasz autobus zatrzymał się na dużym parkingu. Wysiedliśmy i ujrzeliśmy dosyć długą alejkę prowadzącą do nowoczesnego budynku, świetnie wyglądającego na tle pasących się czystych krów i owiec. Wchodząc do muzeum spotkaliśmy naszą przewodniczkę. O dziwo była to Polka, która mieszka na Bornholmie od 6 lat. Od razu przystąpiliśmy do zwiedzania. Pierwszym etapem zwiedzania było przejście przez imitację „czarnej groty”. W jej wnętrzu były przedstawione cztery żywioły - powietrze, woda, ogień i ziemia. Następnie zobaczyliśmy puls Ziemi i weszliśmy do wehikułu czasu, który pokazał nam historię Bornholmu- przeżyliśmy nawet trzęsienie ziemi.
Niestety maszyna czasoprzestrzenna przeniosła nas tylko do tyłu- nie mogliśmy wrócić do XXI wieku. Żeby to zrobić musieliśmy wypełnić karty pracy, przechadzając się po korytarzach muzeum. Mogliśmy robić różne doświadczenia- np. odciski paproci J. Później zostaliśmy podzieleni na grupy pięcioosobowe. Każda z nich dostała mapkę- plan orientacyjny, pytania i GPS. Naszym zadaniem było odnalezienie kilku charakterystycznych punktów w terenie, blisko NaturBornholm. Jednym z takich punktów było miejsce w którym można było stanąć jedną nogą na jednej pycie tektonicznej, a drugą na sąsiadującej. Jest to jedyne miejsce w całej Danii gdzie można tego dokonać .
Kiedy wróciliśmy z muzeum, gdzie spotkaliśmy też (żywe) krokodyle i żółwie, wszyscy byliśmy pełni wrażeń. Bardzo nam się to podobało, jednak kolejnego dnia wieczorem wypływamy w morze i trzeba trochę popracować.
Wypływamy dzisiaj, 4 października wieczorem,. Na początku jest nawet sztormowo, nie rozwijamy więc wszystkich żagli. Płyniemy na trzech żaglach rejowych i trzech sztakslach. I tak do rana przepływamy Bałtyk, a przez dzień podziwiamy fantastyczne widoki w cieśninach duńskich. Dalej robi się ciężko, bo wiatry są przeciwne i musimy halsować, czyli pływać zakosami, np. 25 Mm na 45 stopni, potem alarm do żagli, szybki zwrot przez rufę i kurs 315 (zero stopni wyznacza kierunek północny). Kierujemy się do portu Frederikshaven, najbardziej wysuniętego na północ Danii.