5 sierpnia 2011

"Z oka Fryderyka..." cz.5

13.10. 2010 po przebyciu 432Mm od ostatniego portu, nasz jacht zawinął do ważnego portu handlowego i rybackiego jakim jest Stavanger, czwarte co do wielkości miasto Norwegii. Trasa jaką płyniemy, ile godzin pod żaglami, ile na silniku, liczba Mm i średnia prędkość – te dane są nanoszone na specjalne mapy.
 Nasz żaglowiec stoi w samym centrum przy reprezentacyjnej kei. Dzięki temu mamy zasięg sieci wi-fi i mogę wysłać ten artykuł. Wzbudzamy dość dużą sensację. Mieszkańcy podjeżdżają samochodami i przyglądają się Fryderykowi. Ludzie są bardzo sympatyczni i wszyscy mówią biegle po angielsku: od 10 latka do 50 latka .  Los miasta związany jest przede wszystkim z ropą naftową, ponieważ pełni rolę centrum jej wydobycia. Nic więc dziwnego, że główną atrakcją w pobliżu portu jest Norweskie Muzeum Ropy Naftowej. W pierwszym dniu mam kambuz (dyżur w kuchni), ale zwiedzam muzeum w dniu następnym. Historię samego miasta można także prześledzić w Stavanger Museum, które składa się z pięciu części, a Muzeum Produkcji Konserw to chyba najciekawsza z nich. W mieście warto też zobaczyć katedrę zbudowaną około 1125 roku.
W Stavanger spotykamy dużo Polaków, pracujących zarówno w tym mieście jak i na statkach. Moja biało-czerwona naszywka na polarze z napisem KOLBUSZOWA zachęca ich do rozmów. Są ciekawi co tu robimy, i „…gdzie jest ta Kolbuszowa?”. Spotkałam nawet sympatycznego człowieka, który pochodzi z Tarnobrzegu. Czuję się prawdziwym ambasadorem naszego regionu. Zachęcam do przyjazdu w nasze spokojne i piękne strony, ale wiem, że osobom ze Skandynawii będzie brakowało ścieżek rowerowych (tu są dosłownie wszędzie), załamią się korkami na drogach, i ciągłym pośpiechem mieszkańców. Mimo wszystko myślę, że my także mamy się czym pochwalić.
Ale wróćmy do charakterystycznego dla Norwegii krajobrazu. Morze i góry, dwa żywioły połączone w całość, tworzą krainę, gdzie woda o intensywnej barwie wdziera się w głąb lądu pomiędzy pionowo wznoszące się skały i urwiska. Żałujemy, że dalej na północ już nie popłyniemy bo tam są podobno jeszcze piękniejsze widoki.
W Norwegii wysiada z naszego żaglowca kpt. Krzysztof Baranowski. To dzięki niemu ta wyprawa. Fantastyczny człowiek, który w ciągu tych 3 tygodni był dla nas przykładem. Szkoda że nie może poświęcić nam więcej czasu, ale umawiamy się z nim na Małych Antylach na ostatnie trzy tygodnie rejsu. Pożegnaliśmy go wstając po cichutku i ustawiając się na rufie, tak jak do bandery (taki rodzaj apelu). Dla większości z nas było to coś strasznego- wstać przed rozgrzewką (przed 5.00), żeby Kapitan nie usłyszał ( on ma uszy nietoperza ;)), ale widząc jego wzruszenie wiemy, że warto było!
Niestety, razem z nim wysiada dwoje z naszej załogi: Asia i Konrad oraz bardzo sympatyczna operator filmowa Weronika.
My, jutro rano czyli 16.10.2010 wypływamy dalej, kierujemy się do Cherbourog we Francji, czy to będzie przez całe morze Północne czy przez Szetlandy i Atlantyk to wie tylko kpt. Ziemowit Barański (jest to uzależnione od pogody).
cdn..